Życie w rytmie pole – pole

Podczas wspólnych podróży z mężem staramy się być jak najbliżej ludzi i obcować z ich kulturą. Będąc na Zanzibarze codziennie spacerowaliśmy w pobliżu hotelu i wzdłuż plaży. Zauważyliśmy, że Zanzibarczycy to bardzo wyluzowani ludzie. Powtarzają często pole - pole, tzn. powoli. Nikt się nie śpieszył, a ten błogi spokój nam się udzielał. Co chwila zagadywał do nas tubylec, który najczęściej był zajęty pracą np. oprawiał ryby, bądź też wykonywał jakieś inne czynności. Zazwyczaj po krótkiej chwili podbiegały do nas dzieci i krzyczały pipi. Na początku nie widziałam co to oznacza, z czasem okazało się, że w języku suahili są to cukierki. Wynika to z tego, że turysta kojarzy się dzieciom ze słodyczami. Należy mieć jednak na uwadze to, iż służba zdrowia jest tutaj w opłakanym stanie, w związku z tym dzieciaki mają bardzo często zepsute zęby, których się nie leczy. My jako prezenty dzieciom, przed wyjazdem jeszcze w Polsce, zakupiliśmy długopisy, zeszyty i balony. Dzieci jak zobaczyły, że mamy dla nich różne upominki to wręcz rzucały się na nas aby cos dostać. Na początku ich reakcja wprawiała mnie w zdziwienie. Maluchy były przeszczęśliwe, aż skakały z radości do góry, wymyślały przeróżne sztuczki. Śpiewały piosenki po angielsku, liczyły, bardzo chętnie pozowały do zdjęć. Oczywiście równie ważną dla nich atrakcją był mój wygląd. Dotykały moich włosów, skóry, zadawały dużo pytań, najczęściej w języku suahili, lub czasami również po angielsku. No tak, ciekawość wszystkich dzieci na całym świecie jest taka sama. Zauważyłam, że miały jednak bardzo duży respekt do dorosłych. Wystarczyło, aby np. rodzice zawołali swoje pociechy i wtedy pędziły w stronę dorosłych.

Spacerując obok hotelu zauważyliśmy kilkanaście chatek i dwie szkoły. Duża cześć domków zbudowana jest z kamienia, ma metalowe dachy i bardzo słabo wykonane, prowizoryczne drewniane drzwi. Postanowiliśmy odwiedzić jedną za szkół, z daleka dało się słyszeć śmiech. Porozmawialiśmy z dzieciakami i opiekunami, a potem rozdaliśmy długopisy i zeszyty. Dzieciaki wyrywały mi upominki z ręki i ciężko było je ogarnąć. Nauczycielka jak to zobaczyła, zarządziła dyscyplinę. Ustawiła dzieci w rzędzie i zaczęła je delikatnie karcić kijkiem. Nie jestem za karami cielesnymi, ale musiałam zrozumieć ich kulturę. Kiedy spacerowaliśmy ulicą, co chwila podbiegało do nas dziecko, zwłaszcza najmniejsze pociechy mówiły coś swoim języku. Ludzie z wioski byli bardzo uprzejmi, uśmiechali się do nas i mówili co chwilę jumbo (cześć!). Dużo osób zadawało mi pytanie ile mam lat? Zauważyłam kilka małych sklepików zaopatrzonych w słodycze. Turyści mogli tam coś kupić, aby podarować to tamtejszym dzieciom. Lokalsi ze wszystkiego potrafią zrobić biznes. Okazało się, że animator, który pracował w naszym hotelu mieszka w tamtejszej wiosce. Zaprosił nas do swojego domu. Mogliśmy więc z bliska zobaczyć jak Ci ludzie mieszkają i co na co dzień robią. Zaciekawił mnie prowizoryczny punkt medyczny w tej miejscowości. Niestety warunki były tam bardzo skromne dla pacjentów. Brakowało podstawowych środków higienicznych i najprostszych leków. Dało się zauważyć, że Zanzibarczycy pomimo skromnego stylu życia są szczęśliwi, bynajmniej tak mi się wydaje. Cieszą się z tego co posiadają i są za wszystko wdzięczni. My tak często zapominamy, że konsumpcjonizm i rzeczy nigdy nas nie uszczęśliwią. Bądźmy więc wdzięczni za to co mamy i traktujmy innych bez względu na kolor skóry, wyznanie, czy kraj pochodzenia tak, jak sami chcielibyśmy być traktowani.

 

 

Kraje

Nie chcesz przegapić żadnej nowości?

 

Zapraszam do mojego Newslettera. Będę przesyłać Tobie informacje o nowych wpisach na blogu. Dzięki temu będziesz na bieżąco ze wszystkimi nowościami.